Wieniec gotowy - znów do przodu
Uff.
Nie bez trudności i przeszkód, bo jakże by sie mogło nam cos udać ot tak ale zalaliśmy dziś wieniec.
Pompa miała przyjechać o 8 - nie przyjechała, zepsuła się. Przyjechała o 10:30. Zaczęliśmy lać i oczywiście wszystko szło dobrze do słupów. Rozeszło sie wszystko podczas lania betonu na 3 słupach :( Nie wiem, majster słabo zabezpieczył przy ławie szalunek i pod naporem deski sie odgieły, wygięły i dołem, przy ławie wylał się beton :(
Pompa stop, deski, kołki w dłoń, łopata w dłoń i heja! Zabijali deski kołkami i dociskali to do ściany fundamentowej. Po wielkich bólach, nerwach, pocie, stresie i kombinowaniu udało się zabezpieczyć szalunek. Majster lał dalej beton a mój mąż latał z łopatą i co dało się, gdzie czysty beton - zbierał łopatą i wrzucał spowrotem w wieniec. Zmarnowało się (bo troche jeszcze naokoło bagienka) około metra betonu :( No trudno. Już po wszystkim.
Teraz robię obiad, po obiadku na działkę - ja będę malowac na czarno a mąż porządkować plac boju.
W poniedziałek planujemy położyc XPS i folię kubełkową a potem to już tylko zostanie to wszystko zasypać.
Foteczki wieczorem, bo z tych nerwów przestałam robić zdjęcia, latałam, podawałam różne rzeczy i nie mam udokumentowanego efektu końcowego :)